Polkomtel zrezygnował ze współpracy z Michałem Wiśniewskim. Nie pomógł on specjalnie w promocji drugiej marki firmy - Sami Swoi. Polkomtel zrezygnował ze współpracy z Michałem Wiśniewskim. Nie pomógł on specjalnie w promocji drugiej marki firmy - Sami Swoi. Michał Wiśniewski najpewniej straci swoje efektowne zielone włosy i powróci do pomarańczowych. Nie przekonał Polaków w reklamach i na koncertach do firmowej zieleni marki Sami Swoi. Jak ujawnił nam prezes Polkomtela Jarosław Bauc, z Samych Swoich korzysta tylko 900 tys. z ponad 11 mln klientów operatora. Za dwa, trzy tygodnie podejmiemy decyzję co do przyszłości marki - powiedział Bauc. Zdaniem Bauca wybór tracącej popularność gwiazdy był pomyłką. Sporo ludzi go zaakceptowało. To oni wybrali go, by wystąpił na Eurowizji. Dla wielu uosabia drogę od pucybuta do milionera - broni tej decyzji jeden z menedżerów Polkomtela. I wskazuje na wyniki badań zleconych SMG/KRC - tylko 3% respondentów odrzucało Wiśniewskiego, a reklamy bardzo się podobały. Przed kilkoma miesiącami w jednym z wywiadów Bauc nie wykluczał nawet zamknięcia projektu. Teraz jednak w grę miałaby wchodzić zmiana wizerunku i nowa strategia utrzymania klientów zamiast szybkiego pozyskiwania nowych. Sami Swoi są rentowni. Rezygnacja z marki i np. przeniesienie klientów do Plusa mogłoby się wiązać z ich utratą - mówi Bauc. Kiedy Sami Swoi startowali w II połowie 2004 roku, kierownictwo Polkomtela deklarowało, że marka będzie zdobywać nawet po milionie klientów rocznie. Dlaczego Heyah się udało, a Samym Swoim nie? Okazało się, że ludzie nie chcą się zbytnio utożsamiać z postaciami z filmu Sylwestra Chęcińskiego Sami swoi. Przekaz kampanii brzmiał: prosty człowieku, to jest telefon dla ciebie. I ludzie tego nie kupili. Produkt powinien konsumenta dowartościować i dać mu poczucie przynależności do lepszej grupy - uważa specjalista od marketingu branży telekomunikacyjnej. Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News Źródło tekstu:
Zaskakujące kulisy kręcenia "Samych swoich". Jedną scenę musieli powtarzać aż 28 razy! Data utworzenia: 9 grudnia 2021, 7:30. W środę, 8 grudnia zmarł Sylwester Chęciński. Jego komedie, mają dziś status kultowych. Kiedy 15 września 1967 w warszawskim kinie Moskwa po raz pierwszy wyświetlono film "Sami swoi", nikt z zebranych nawet w najśmielszych marzeniach nie mógł przypuszczać, że oto jest świadkiem narodzin jednej z najbardziej kultowych polskich komedii. Przy tym płocie Kargule i Pawlaki nieraz się kłócili i godzili Foto: archiwum Filmu / Forum Wieczorem, 8 grudnia Igor Chęciński, syn autora trylogii, Sylwestra Chęcińskiego poinformował o jego śmierci. Sylwester Chęciński nie żyje. Autor trylogii o Pawlakach i Kargulach miał 91 lat Sylwester Chęciński nie żyje. Jego "Sami swoi" nawet dziś bawią do łez Sylwester Chęciński, jeden z najbardziej cenionych polskich reżyserów zmarł w wieku 91 lat. By uczcić jego pamięć, przypominamy archiwalny artykuł Faktu z marca 2021 roku, w którym opisaliśmy kulisy kręcenia "Samych swoich". Chyba nie ma w naszym kraju osoby, która chociaż raz nie obejrzała tej komedii. Ilu widzów śmiało się do łez, oglądając "Samych swoich"? Tego dokładnie nie wiadomo. Udało się policzyć, że w latach 2004-2019 zebrała ona 63,7 mln widzów! I tak stała się filmem wszech czasów. Już na początku jest zabawnie, a każda kolejna scena jest jeszcze lepsza. Kazimierz Pawlak z całą swoją familią jedzie na stację kolejową po swojego brata Jaśka, który przyjechał z USA. Po wzruszającym przywitaniu już w domu, w filmowych Rudnikach, Kazimierz Pawlak zaczyna swoją opowieść. Osobiste tragedie aktorów "Kochaj albo rzuć". Los nie szczędził im ciosów – Posłuchaj Jaśku o arce Noego, co na szynach płynęła przez ten cały potop. Szarpnęło, gwizdnęło i się potoczyło. I tak dzień jedziesz, dwa dni stoisz. Tydzień ma dni siedem, w miesiącu tygodni cztery, a w pociągu wagonów 48! Film opowiada o losach dwóch zwaśnionych rodzin, Pawlaków i Karguli, repatriantów ze Wschodu, którzy opuszczają swoje Krużewniki i jadą na zachód – na Ziemie Odzyskane. Ich kłótnie sięgają jeszcze czasów przedwojennych. Poszło o ziemię Pawlaka, którą Kargul zaorał o trzy palce za daleko. W ruch poszła kosa i Jaśko, który ranił Kargula, musiał uciekać do Ameryki. Po wojnie, jakby było mało złości i nienawiści, dwa odwieczne skłócone rody osiedlają się w domach po sąsiedzku. Po latach na chrzest małej Ani, wnuczki Kaźmierza, przyjeżdża Jaśko. I znów się zaczyna... A jak Ania W kolejnych częściach trylogii o losach Kargulów i Pawlaków w postać Ani wcieliła się Anna Dymna. W "Samych swoich" Anię zagrała dziewczynka z wrocławskiego domu dziecka przy ul. Glinianej 22. Jej biologiczna matka zrzekła się swoich praw, porzuciła córeczkę i wyjechała do USA. W wieku trzech lat dziewczynka została adoptowana. D jak Dobrzykowice To ładna wieś pod Wrocławiem. Tu na ul. Szkolnej stoją filmowe zagrody Kargula i Pawlaka. Na murku odgradzającym podwórza przed wzrokiem ciekawskich, umieszczono pamiątkową tablicę. Na głównej ulicy wsi w pięćdziesiątą rocznicę premiery "Samych swoich" odsłonięto pomnik Pawlaka i Kargula. Ciekawostką jest to, że wszystkie ujęcia wewnątrz domów były kręcone w studio. Dlaczego? Ówczesny sprzęt filmowy był tak potężnych rozmiarów, że w żaden sposób nie mógł się pomieścić w ciasnych pokojach. Jerzy Janeczek nie żyje. Odtwórca roli Witii Pawlaka z "Samych swoich" miał 77 lat G jak głosy Aż trudno w to uwierzyć, ale trójka aktorów tej komedii nie mówi swoim głosem. Zacznijmy od Władka Kargula. Władysław Hańcza był już wtedy prawdziwą gwiazdą. Gwiazdor za wszelką cenę chciał dorównać w fachu Wacławowi Kowalskiemu. Kowalski, który grał Pawlaka – rodowity warszawiak, pięknie naśladował kresową gwarę. Hańczy mimo usilnych prób to nie wychodziło. Więc kiedy po ostatnich zdjęciach gwiazdor musiał iść do szpitala, reżyser skorzystał z jego nieobecności. I Kargul mówi głosem innego znanego aktora – Bolesława Płotnickiego. "Pożyczonym" głosem mówi też Maria Szymańska, czyli babcia Leoncia. – Z całym szacunkiem dla pani Szymańskiej, cierpieliśmy, jak jej słuchaliśmy, bardzo źle mówiła. Nie miała wyczucia. Na początku myślałem, że jakoś to będzie, bo urzekła mnie jej twarz, ale twarz to nie wszystko, głos jest niezwykle ważny – wspominał reżyser Sylwester Chęciński w książce Dariusza Koźlenki "Sami swoi. Za kulisami komedii wszech czasów". I tak oto matka Kazimierza Pawlaka przemówiła głosem Ireny Malkiewicz-Domańskiej. Córce Kargula – Jadźce – głos odebrało z innego powodu. – Zdjęcia zakończyły się w wakacje 1966 roku – wspomina Ilona Kuśmierska. – W październiku zaczęłam drugi rok studiów. Minął miesiąc i do dziekanatu przyszedł list z wrocławskiej wytwórni z prośbą o zwolnienie mnie na postsynchrony do filmu "Sami swoi". Zaczęło się piekło. Zostałam wezwana na dywanik do dziekana i usłyszałam, że nie miałam prawa bez pozwolenia grać w filmie. Granie w filmie nie mieściło się w ówczesnym programie warszawskiej szkoły teatralnej. I chociaż w końcu darowano mi przewinienie, na postsynchrony nie pojechałam. Głosu mojej Jadźce musiała użyczyć Elżbieta Kępińska – wyjaśnia w książce Dariusza Koźlenki. L jak Lubomierz To jedno z urokliwszych miasteczek Dolnego Śląska. Tutaj właśnie kręcone były sceny miejskie naszej komedii. Tu Wicia kupił kota za rower i dwa worki pszenicy, ujeżdżał Kargulowego ogiera z UNRY i tu Kaźmierz szukał lekarza do rodzącej żony. Teraz w Lubomierzu w Muzeum Kargula i Pawlaka znajduje się najmniejsze kino w Polsce. Ma tylko z 9 miejsc siedzących! Przed laty w miasteczku było kino Raj. To właśnie w nim odbyła się pierwsza nieoficjalna prapremiera filmu. I jeszcze jedno: zagrody Kargula i Pawlaka dzieli od miasteczka jakieś 200 kilometrów! To jest dopiero magia kina! P jak płot Jednym z najbardziej rozpoznawalnych rekwizytów tego filmu jest płot. Zbudowany specjalnie ma potrzeby filmu. To przy nim Kargul tłukł swoje garnki, a Pawlak obcinał sierpem rękawy swoich nowych koszul. Żeby nagrać tę scenę, na plan filmowy zamówiono cały wóz glinianych garnków. Scenę powtarzano kilkakrotnie, ale do naszych czasów zachowało się parę tych filmowych saganów. Tutaj familie się kłóciły, ale też godziły. I to nieraz! Najwięcej dubli przy płocie miała scena, gdy sołtys przeciska się między sztafetami. Aleksander Fogiel musiał aż 28 razy powtarzać tę scenę. – Pawlak, Pawlak – krzyczy zaklinowany sołtys. – Widzisz – odpowiada Kaźmierz, ratując sołtysa z opresji. – A mówią, żeby tylko głowę wsadzić, ta cały przeleziesz. – O! Alem się zaparł – mówi zdyszany sołtys. – Furtka, furtka by się przydała. Wstyd! Reżyser twierdził, że za każdym razem chciał wydobyć z ujęcia jakąś konkretną wizję, ale mu się nie udawało. Fogiel i cała ekipa chimery reżysera musieli cierpliwie znosić. S jak sami swoi Nasza komedia wszech czasów miała nosić tytuł "I stało się święto". Do ostatnich ujęć tak właśnie było. Ale reżyserowi wydawał się jakiś sztuczny. W końcu ogłosił w ekipie konkurs na tytuł. Jedną z wielu propozycji był ten – "Sami swoi". Ba, tytuł jest, ale nigdzie nie pada w filmie. To gdzie go wstawić? W końcu Eliasz Kuziemski, który grał młynarza Kokeszkę, wpadł na pomysł, żeby mu to włożyć w usta. Już na etapie podkładania głosu. Nagrywając wcześniej obraz, po prostu coś tam bełkotał. Mówi to w scenie, kiedy podchmielony wysiada z wozu i wpada na Witię. – Gdzie?! – pyta zazdrosny o Jadźkę Witia. – Ciii – odpowiada Kokeszko. – Sami swoi. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów archiwum Filmu / Forum Płot jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych rekwizytów "Samych swoich". Został zbudowany specjalnie ma potrzeby filmu. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów Wojcik Wojciech / Be&w Panorama Lubomierza. W tym urokliwym miasteczku na Dolnym Śląsku kręcono sceny miejskie. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów archiwum Filmu / Forum Legendarny płot dzielił i godził obie familie. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów Dariusz Bednarek / Be&w Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów Dariusz Bednarek / Be&w Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów - / Lemur Image Import Dom Kargula w Dobrzykowicach. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów - / Lemur Image Import W domu, w którym kręcono kultową komedię, mieszka dziś Tadeusz Dalecki. /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów - / Lemur Image Import Dobrzykowice. Dom, w którym kręcono "Samych swoich". /9 "Sami swoi" – polska komedia wszech czasów - / Lemur Image Import Pan Tadeusz do dziś przechowuje plakaty filmów. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Nauczyciele i rodzina nie wspierali wyboru ścieżki zawodowej Jerzego Janeczka, ale postawił na swoim i po dwóch nieudanych próbach dostał się do łódzkiej szkoły filmowej Rola Witii Pawlaka w "Samych swoich" przyniosła mu uwielbienie fanów i liczne propozycje randek ze strony kobiet, jednak nie przełożyła się na pozytywny odzew ze świata filmowców i interesujące propozycje zawodowe Po zwolnieniu z teatru przez Zbigniewa Zapasiewicza wyjechał do USA, gdzie pracował jako rozwoziciel pizzy. Po powrocie do Polski zagrał u Patryka Vegi Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Jerzy Janeczek urodził się w trudnej, wojennej rzeczywistości w 1944 r. w niemieckim Itzehoe, gdzie jego rodzice zostali wywiezieni na roboty przymusowe i zmuszeni do ciężkiej pracy w polu. W wywiadzie dla "Super Expressu" wyjawił, że jego matka tylko raz dziennie była zwalniana na kilka chwil z pracy, by go nakarmić, a przez resztę czasu w samotności leżał w łóżeczku. Po zakończeniu wojny jego rodzinie udało się wrócić do Polski i znaleźć spokojną przystań w województwie dolnośląskim. Gwiazdor w dzieciństwie nie stronił od psot i ryzykownych zabaw, przez co trzy razy otarł się o śmierć, o czym powiedział we wspomnianym wywiadzie: "Trzy razy się topiłem. Raz zasnąłem na trampolinie i ktoś zepchnął mnie do wody. Byłem w takim szoku, że gdyby mnie ktoś nie wyciągnął, pewnie bym umarł. Dwa razy topiłem się w przeręblu. Pobliska mleczarnia wycinała z jeziora lód i wywoziła do chłodni. I ja musiałem zajrzeć do dziury. Oczywiście w nią wpadłem. Ktoś przywiózł mnie saniami do domu, byłem sztywny jak nieboszczyk. Pamiętam, że ojciec polewał mnie zimną wodą, nacierał". Jerzy Janeczek i Ilona Kuśmierska w 2016 r. Nie zdał dwukrotnie do filmówki, ale postawił na swoim i został aktorem Mały Janeczek od wczesnych lat młodości wiedział, że chce występować na scenie, a aktorstwo jest jego powołaniem. Pierwszy raz wystąpił przed kolegami i koleżankami w czwartej klasie szkoły podstawowej, gdzie wcielił się w postać Króla Ćwieczka. Przyszły gwiazdor został skrytykowany przez nauczyciela, gdy nieopatrznie wyjawił w ankiecie, że chce zostać aktorem. Rodzice zaopatrywali się na plany syna z dużą rezerwą, gdyż chcieli, by został poważanym inżynierem, lekarzem, albo księdzem, jednak on postawił na swoim i chociaż dwa razy nie zdawał do łódzkiej PWSTiF, to za trzecim razem osiągnął sukces i dostał się na wydział aktorski, który ukończył w 1968 r. Po studiach związał się z teatrami we Wrocławiu, Koszalinie, Warszawie i Kaliszu, jednak nie zamykał się na propozycje od znakomitych polskich reżyserów. Widzowie i tak rozpoznawali go głównie jako Witię Pawlaka, zwłaszcza po kolejnych filmach z serii, czyli "Nie ma mocnych" z 1974 r. i "Kochaj albo rzuć" z 1977 r. oraz występowi w piątym odcinku serialu "Droga" z 1973 r., gdzie zagrał właśnie tę postać. Ogromna popularność krępowała Janeczka, którego na ulicy zaczepiały kobiety, by zaprosić go na randkę. Aktor nie korzystał jednak z ich propozycji, gdyż jak powiedział w rozmowie z serwisem "Wrocław Nasze Miasto", nie nadawał się na bycie gwiazdą, ani celebrytą. Popularność przeszkadzała mu na tyle, że zaczął izolować się w domu: "Przy mojej naturze, człowieka raczej nieśmiałego, ta popularność i rozpoznawalność uwierała mnie. Bo jak tylko gdzieś się pojawiłem, słyszałem czasami szydercze: »Witia, podejdź no do płota« i inne cytaty. Nie było to przyjemne. Zamykałem się więc w domu. Na szczęście dużo częściej słyszałem od fanów podziękowania za ten film", co przypomniano w "Dzienniku Bałtyckim". Foto: ANDRAS SZILAGYI/MWMEDIA / MW Media Jerzy Janeczek w 2007 r. Uwielbienie fanów nie przełożyło się na zachwyt filmowców Uwielbienie widzów dla "Samych swoich" nie przekładało się jednak na podobny odbiór w środowisku filmowców. Janeczek wyjawił po latach, że gaża za zagranie Witi Pawlaka była skromna, a role filmowe i telewizyjne, które mu proponowano, nie były porywające. Janeczek realizował się jednak na deskach teatralnych, aż do 1987 r., gdy nowy dyrektor warszawskiego Teatru Dramatycznego, Zbigniew Zapasiewicz zwolnił go. Po latach gorzko wspominał w rozmowie z "Super Expressem": "Powiedział: »Pan sobie pracę znajdzie«, ale ja wiedziałem, że nigdzie nie dostanę angażu". W tym samym czasie w życiu osobistym Janeczka również pojawił się kryzys, który doprowadził do rozwodu i popchnął go wraz z utratą pracy do wyjazdu za granicę. W USA spędził kolejne 20 lat, gdzie zajmował się rozwożeniem pizzy, konserwacją mebli i pracami wykończeniowymi domów. Wystawiał też sztuki teatralne, zapewniając tym Polonii dostęp do kultury wysokiej, a nie tylko rozrywki z kabaretami w roli głównej. — Z początku było fatalnie. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Chciałem jechać do Stanów na rok, aby odpocząć od pewnych spraw. Tam poznałem żonę. Tak się stało, że latami odkładaliśmy przyjazd do Polski. Przez 10 lat pracowałem w Stanach dla Polonii. Tworzyłem gazetę i organizowałem imprezy — powiedział w rozmowie z serwisem Aktor na emigracji tęsknił jednak za Polską i od czasu do czasu przyjeżdżał do kraju, by finalnie powrócić do niego na stałe z żoną Emilią i dwójką dzieci w roku 2007. Po powrocie i polonijnych doświadczeniach z teatrem Janeczek zdecydował znów działać w filmie i w 2010 r. pojawił się w produkcji "Kret". Potem można było oglądać jego występy w "Na dobre i na złe" i "Koronie królów", "Kobietach mafii" i "Supernovej". Ostatnim filmem, w którym zagrał, była produkcja Netfliksa "Dawid i elfy" z 2021 r. Jerzy Janeczek zmarł 12 lipca 2021 r. po ukąszeniu przez pszczołę (był uczulony na jad) dożywszy 77 lat. Foto: Niemiec / AKPA Jerzy Janeczek w 2002 r. Źródła: "Fakt", "Echo średzkie", "Dziennik Bałtycki", "Viva!", Wikipedia, "Super Express", "Wrocław Nasze Miasto"66T9.